Jest wrzesień, idziemy na plażę. Jeszcze wczoraj słyszeliśmy szum morza, dzisiaj panuje cisza. Koniec sezonu, wyłączyli wiatr, może wody z morza jeszcze nie spuścili i nie zebrali piasku z plaży.

Rok temu byliśmy w Szczawnicy, mało przyjaznej dla rodzin z wózkami. Tym razem pojechaliśmy na północ. Teren bardziej płaski, wózek też już inny i poruszać się jest łatwiej. Zresztą Młody dobrze sam chodzi i wiele tras pokonuje na własnych nogach. To, co się nie zmieniło to pogoda, po sierpniowych upałach wrzesień postanowił być jesienny, ale jak prognozują tylko do czasu naszego powrotu z urlopu.

mlody1Zacznijmy może jednak od początku. Przyjechaliśmy na Wyspę Sobieszowską, nie przywitały nas upały, ale było jeszcze przyzwoicie ciepło. Po krótkim odpoczynku poszliśmy na plażę pokazać Młodemu morze. Do plaży daleko nie było, więc podreptaliśmy drogą przez las i wydmy. Młody stanął na skraju plaży popatrzył na może i gdyby potrafił mówić, powiedziałby zapewne „morze jak morze”. Szumiąca masa wody nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, niepotrzebnie brałem kamerę licząc na jakąś ciekawą reakcję. Wrażenia i ich brak to jedno, ale nogi zamoczyć w zimnej wodzie trzeba było. Podeszliśmy do linii wody i pierwsze obmycie stóp skończyło się zdecydowaną dezaprobatą. Morze zniechęciło Młodego do tego stopnia, że protestował przeciwko zbliżaniu się do fal, nawet siedząc na moich ramionach.

Bardzo pozytywne wrażenie zrobiła natomiast „wielka piaskownica”, można było w niej kopać do woli i czołgać się w piasku. Nie to, co na pobliski placu zabaw.

Ludzi wielu już nie było, wyśmiewany, przez dziennikarzy z bożej łaski, parawaning występował w stadium szczątkowym. My sami uzbrojeni byliśmy jedynie w dziecięcy namiot plażowy, kilka mat i parasol. Rozłożyliśmy dobytek, poleżeliśmy w promieniach dogorywającego słońca i wróciliśmy na kolację. W nocy obudziła nas burza.

dltargPonieważ pogoda z mało plażowej zmieniła się w zupełnie nie plażową, wybraliśmy się na zwiedzanie Gdańska. Spacer Długim Targiem i Mariacką dla niespełna dwulatka był mało ciekawy. Na obiad wybraliśmy się nad Motławę. Młody mógł oglądać kursujące rzeką statki, szczególnie podobały mu się wycieczkowe atrapy żaglowców. Sam posiłek w ładnie wyglądającej tawernie okazał się niewypałem. Pikantna zupa rybna okazała się strogonowem z ościami i dużą ilością pieprzu, a kaczka suchym kawałem mięcha.

statek1I nastał dzień trzeci i zaświeciło słońce. Wybraliśmy się na plażę, tylko po to by siedzieć na niej w bluzach z kapturami, wdychać jod i patrzeć jak stalowoszare chmury zasłaniają nam słońce. Młodemu taka pogoda wcale nie przeszkadzała, kopał w piasku w najlepsze. Po południu poszliśmy na obiad do pobliskiej restauracji. Na zewnątrz dużo plastikowych zabawek dla dzieci. Na szczęście nasza pociecha jeszcze nie wie, że po wrzuceniu monety karuzela zacznie się kręcić, a samochód bujać. Statyczne zabawki nie robiły takiego wrażenia. O wiele ciekawsze były papugi i morski wystrój restauracji. Posiłek w tym przyplażowym barze okazał się o niebo lepszy niż w dominikańskim Gdańsku. Z pełnymi brzuchami wróciliśmy na plażę, nad którą wreszcie zaświeciło słońce. Młody po drodze zasnął w wózku. Niestety korzystanie ze słońca przerwał nam brak smoczka. Wciąż tak koniecznego strażnika dziecięcych snów. Jedyne, co nam pozostało to zebrać manatki i wrócić do pokoju.

O tym, co jeszcze można zobaczyć w Trójmieście, gdy pogoda nie dopisuje w następnych wpisach.

Dodaj komentarz