Święta za progiem, dzisiaj święcenie pokarmów, przygotowania idą pełną parą, nie ma czasu na blogowanie, więc tylko krótki wpis.
Chcieliśmy pójść z młodym do kościoła spacerkiem, z koszykiem ze święconką. Babcia nawet przygotowała wnukowi malutki koszyczek, którego oczywiście nie będzie niósł, bo po trzech krokach skończyłoby się to teatralnym rzuceniem nim o ziemię. Za oknem jednak pogoda jak w przysłowiu. Zima przeplata się z wiosną, i to w takim tempie, że w ciągu dziesięciu minut kilka razy śnieżyca zamienia się miejscami z ciepłymi promieniami słońca. Zamiast spaceru trzeba będzie pojechać samochodem.
Wkład jeszcze niepółtorarocznego dziecka w przygotowanie koszyczka jest żaden, bo władania przyborami do pisania i rysowania dopiero zaczyna się uczyć, ale za rok lub dwa trzeba będzie małego człowieka zatrudnić do robienia pisanek. Nim jednak młody weźmie się za tworzenie swoich dzieł wielkanocnych, obowiązek ten spada na nas i w jego imieniu trzeba przygotować pisanki.
U nas zwykle używa się kilku rodzajów zdobień, żadna tradycja, ale wygoda. Część powstaje metodą nowoczesną i szybką – jajko, wrzątek i termokurczliwa kolorowa folia, kilka metodą pisakową. Pozostałe są malowane woskiem, tak jak to robiłem jeszcze w dzieciństwie, i gotowane w wywarze z cebuli. Reszta jaj, niezdobiona, lecz tylko gotowana w tym samym wywarze, zamienia się w kraszanki. W ten sposób jajeczna część świąt jest gotowa.
Wesołych Świąt.