Lato w pełni, nie trzeba jechać nad Morze Śródziemne, wystarczy wyjść na własny balkon, żeby poczuć jak przypieka nam się skóra. Termometr w cieniu pokazuje takie temperatury, że strach sprawdzać co pokazałby w słońcu.
W mieszkaniu gorąco, ale nie widać, by to przeszkadzało młodemu. Ja też jakiegoś szczególnego dyskomfortu nie odczuwam, wolę ciepło od zimna. Gorzej mają pracujący w nieklimatyzowanych miejscach i podróżujący, którym klimatyzacja nie wytrzymała nawału pracy. Wracającą z babskiego weekendu w Gdańsku mamę kolej uraczyła taką właśnie atrakcją, ale wiadomo, nie można narzekać – taki mamy klimat.

pajeczynaA u nas panowie kończą budować plac zabaw. Do zjeżdżalni, do której można się dostać tylko pokonując dziwnie powykręcane drabinki, dołączyła druga wspinaczkowa konstrukcja, piaskownia pełna niehigienicznego* piasku z kamieniami (za to głęboka, a więc nawet w takie upały dokopać się  można do wilgotnego surowca na babki) oraz huśtawki, tu powszechnie zwane bujawkami. Huśtawki są trzy, w pierwszym dniu jedna była z barierką zabezpieczającą dla małych dzieci, ale na drugi dzień zmieniono ją na zwykłą deskę. Mamy więc dwie deski (plastikowe) i pajęczynę. Pajęczyna jest największą atrakcją, ponieważ w okolicy nie ma drugiej takiej huśtawki, i   byłaby pewnie non stop eksploatowana, gdyby nie lejący się z nieba żar. Życie na placu zaczyna się dopiero wieczorem i trzeba dobrze trafić, żeby młody mógł się pohuśtać na pajęczynie. Przyczyną są oczywiście inne chętne do zabawy dzieci oraz komary, które z kolei chętne są do pożywienia się krwią.

krukW małym mieście atrakcji dla półtoraroczniaka nie ma zbyt wiele, trzeba więc korzystać z tego co jest. Początek lata miał nam jednak co nieco do zaoferowania.  Zaczęło się od dni miasta. Koncert i większość stoisk nie wzbudziły zainteresowania młodego, ale balon z ulubioną Maszą z niedźwiedziem i przejażdżka karuzelą (której koniec głośno oprotestował) bardzo się podobały. W miniony weekend wybraliśmy się na jarmark średniowieczny. Miasto nie za duże, to i jarmark nie był taki jak w Krakowie, kilka namiotów, kilka straganów i warsztatów. Starsza dzieciarnia mogła popróbować swoich sił w lepieniu glinianych garnków, pisaniu gęsim piórem i wykonywaniu ozdób z rogu, ale dla młodego nie było to zbyt atrakcyjne. Chwilę oglądaliśmy kruka (znudzonego gapiami) i sowę (zestresowaną tłumem) oraz miecze i topory wystawione przed namiotami wojów. Tak naprawdę od jarmarku bardziej atrakcyjny był pobliski plac zabaw.
Niestety nie dotrwaliśmy do żadnych pokazów, które ze względu na upał zostały przesunięte na późniejszą godzinę. Drugi dzień jarmarku zapowiadał się równie gorąco, wybraliśmy więc relaks w cieniu czterech ścian.  ztarcza

PS
Kiedy kończę pisać tę notatkę, upały powoli ustępują, dzisiaj w drodze ze sklepu złapał nas lekki deszcz. Słońce to wychodzi z za chmur, to się za nimi chowa. Zobaczymy jak będzie wyglądać reszta wakacji.

*Do balkonowej piaskownicy kupiłem w markecie „piasek do piaskownicy”. Nie wiem czym on się różni od innego piasku i jakie znaczenie ma to, że jest bezbakteryjny, jeśli zaraz wsypię go do piaskownicy, która będzie stała na balkonie. Ale producent chwali się bezbakteryjnością, namawiając do wyboru właśnie tego cudownego piasku – jakbym miał w ogóle jakiś wybór, skoro w całym dziale ogrodowym są to jedyne wory z piaskiem.

Dodaj komentarz