Minął rok odkąd mały pojawił się na świecie i wiele się przez ten czas zmieniło w naszej rodzinie. Nieporadne, płaczące cztery kilogramy zmieniły się w urocze, ruchliwe 10K. Prędkość zmian najlepiej widzimy po rosnącej górze za małych już ubranek, coraz niższym poziomie materaca w łóżeczku i coraz większej ilości zabawek walających się po podłodze.

Dla nas wszystko zaczęło się pewnej grudniowej nocy (pomijając etap ilustrowany pszczółkami, kwiatkami i trzema kwartałami oczekiwania), a właściwie to już niemal poranka. Tamtego niedzielnego dnia żona obudziła mnie mówiąc, że – chyba – się zaczęło. Nie, nie zerwałem się z łóżka, to nie był plan filmowy żeby odstawiać takie sceny. Skoro małżonka nie panikuje, to po co ja miałbym to robić, przytuliłem się do poduszki i czekałem na dalsze informacje. Po pewnym czasie „chyba” musiało ustąpić miejsca spokojnemu, ale konsekwentnemu domaganiu się zobaczenia świata przez naszego potomka. Jakieś pięć godzin później zobaczył go.

 urodzony sądząc po minie oczekiwał chyba czegoś innego

spi                   a tu już nie jest tak źle :)

roczek                                                                                                         nasze małe słoneczko