Kiedy człowiek nie ma dziecka, to wydaje mu się że przyswajanie słownictwa następuje dopieroIMG_0912 wtedy, gdy dzieciak zaczyna mówić, no może wcześniej zapamięta kilka pojęć powtarzanych mu dzień w dzień.

Młody dość wcześnie zaczął mówić słowa „tata”, „baba”, „mama”, które się przy nim powtarzało, ale było to oczywiście bezmyślne powtarzanie. I tak przez pewien czas wszystko było „tatą”, potem „babą”, by później stać się „mamą”.

OLYMPUS DIGITAL CAMERANasze wyobrażenia o stanie wiedzy dziecka zostają szybko zweryfikowane, gdy latorośl zaczyna być nieco bardziej interaktywna, zanim jeszcze zacznie mówić, a kiedy już potrafi świadomie pokazać to i owo palcem. Nagle okazuje się, że wie gdzie są przedmioty, których nazw go nie uczyliśmy, a które, najwidoczniej, sam wyłapał z naszych rozmów. Mały obserwator bardzo szybko potrafi skojarzyć do czego służy pilot, gdzie zwykle stoi jego jedzenie, a przede wszystkim gdzie trzeba wetknąć wtyczkę, gdzie leży telefon oraz odnaleźć wszystkie te zakazane szuflady, pełne fajnych rzeczy do zabawy.

Młody jest właśnie na tym etapie. Wie, gdzie jest lampa, gdzie na ścianie jest rysunek żyrafy, potrafi przynieść zabawkę, o którą go poprosimy; do czego służą piloty telewizyjne odkrył już dawno, a teraz zaczyna „łapać” do czego służą przyciski.

Po części oczywiście to efekt naszych starań nauczenia go gdzie ma nos i oczy, albo gdzie znajduje się lampa, ale dużo z tych rzeczy to wynik jego własnych obserwacji. Niektóre dają dość nieoczekiwane rezultaty, bo skąd przyszło mu do głowy, że krokodyl robi „aaaarrrrgghhhh!”?

Teraz czekamy aż zacznie mówić (w zrozumiałym dla nas języku ;) ) i przekonamy się, co z otaczającego go świata trafiło już do małej główki.