Gdy człowiek zostaje rodzicem staje się bardzo strachliwy. Wystarczy jedno przeczytane w internecie zdanie i już wpada w panikę. Coś co kiedyś by go nawet nie obeszło teraz zaczyna, co najmniej niepokoić. Od jakiegoś czasu galopuje przez rodzicielską strefę kilku takich, siejących popłoch, jeźdźców apokalipsy.

 

Pierwszy nazywa się gluten.

glutenZaczaił się w jedzeniu i jeśli jest go tyle ile artykułów przed nim przestrzegających, to musi być nawet w wodzie. W magazynie trucizn stoi gdzieś między cyjankiem, a rycyną. Co gorsze, na pewno jest GMO. Jak inaczej udałoby się nam przeżyć dzieciństwo bez produktów „gluten free”? Inne czasy, inny gluten.

 

Na drugim koniu podąża biała śmierć ekstraktowana z buraków i trzciny – cukier.

cukierNiczym Baba Jaga z Jasia i Małgosi tuczy nasze dzieci żeby przypominały pączki, więc trzeba go bezwzględnie unikać. Nas przed nim ratowały kartki na cukier, ale teraz? Rząd wprawdzie robi co może, by rodzice mieli mniej pieniędzy i ograniczali zakup słodyczy, ale czujny rodzic musi stać czujnie na bezcukrowej straży.

 

Trzeci jeździec – rodzic ze smartfonem – zrobi zdjęcie twojemu dziecku i skradnie jego duszę.

w lozeczkupixleNie wrzucaj, zły rodzicu, fotek dziecka do internetu, bo przyjdzie złe Mzimu i popamiętasz.

Oczywiście należy znać umiar w prezentowaniu swojego dziecka światu i najlepiej przyjąć zasadę, że to czego nie umieścilibyśmy na billboardzie nie umieszczamy w internecie, ale nie dajmy się zwariować. Tłum wyposzczonych pedofilów nie czeka, aż umieścisz zdjęcie swojej pociechy. Nawet jeśli trafi na nie jakiś zboczeniec, to musiałby być wyjątkowo uparty i zwichrowany, by chcieć was odszukać. Takich psychopatów nie brakuje tylko w filmach, w życiu realnym jest ich znacznie mniej. Tutaj większym zagrożeniem może być sąsiad, niż człowiek z drugiego końca Polski lub świata. W żadnym tekście o strasznych skutkach fotografowania dzieci, nie spotkałem danych na poparcie głoszonych tam tez. Więcej w nich teoretyzowania i straszenia negatywnymi skutkami niż faktów.

 

Na koniec został nam ostatni straszny jeździec. Od zarania dziejów standardowa metoda wychowawcza, a dzisiaj porażka wypalająca dziecku psychikę lepiej niż miotacz ognia – klaps.

klapsNie mam na myśli patologicznego, regularnego tłuczenia, przed stosowaniem, którego przestrzegać chyba nikogo rozumnego nie trzeba, ale o pojedynczym, sporadycznym klapsie. Przymus bezpośredni w rodzicielskim wykonaniu. Jest on zupełnie zbędny w procesie wychowawczym, ale może się przydarzyć. I co wtedy? Ubrać wór pokutny i szukać parentingowej Canossy, wcześniej rezerwując dziecku wizytę u psychologa?

Czytając podręczniki wychowania i gro rodzicielskiej blogosfery okazuje się jednak, że taki pojedynczy klaps, to nie oznaka niezapanowania nad nerwami tylko wychowawcza porażka. Czyta taką książkę, albo blog, jakiś nadwrażliwy rodzic i ma pozamiatane. Całe życie starannego wychowywania poszły w diabły przez jeden klaps ­– klęska wychowawcza na całej linii. Jak żyć?

Kiedyś klęską wychowawczą było dziecko wyrastające na kanalię, a dzisiaj to dziecko z klapsem w życiorysie. Psychikę ma zaoraną na amen.

Co takiego niszczącego w nim jest, ból czy siłowe narzucenie woli?

Jeśli ból, to jak półtorarocznemu dziecku wytłumaczyć, że ból przy szczepieniu jest dobry, żeby nie dostało uszczerbku na psychice? A jeśli użycie siły, to co się dzieje za każdym razem kiedy zabieramy dziecko z placu zabaw, nie kupujemy pożądanej zabawki, wyłączamy telewizor, czy myjemy głowę (mój syn tego bardzo nie lubi)? Wszędzie tam pokazujemy, że siłą można narzucić swoją wolę. Przy starszych dzieciach te relacje i zrozumienie sytuacji są nieco inne, ale przy wspomnianych półtorarocznych maluchach, którym nie wszystko da się wytłumaczyć granica jest bardzo cienka.

 

lizakWychowujmy, więc swoje dzieci rozważnie, nie dajmy sobie wmówić domorosłym specjalistom, że jesteśmy złymi rodzicami. Dietę bezglutenową trzymajmy tylko u tych dzieci z prawdziwym problemem żywieniowym, zdjęcia w sieci umieszczajmy z umiarem, osładzajmy dzieciństwo, mleczaki i tak się popsują. Klapsów unikajmy, bo to tylko oznaka niepanowania nad nerwami, a nie środek wychowawczy, ale jeśli nam się jakiś zdarzy nie róbmy sobie z jego powodów przesadnych wyrzutów sumienia.

Dodaj komentarz