Wreszcie nadeszła zima, taka z prawdziwego zdarzenia. Śniegu spadło nie za dużo i nie za mało, lekki mróz trzyma, tylko słońce mogłoby częściej wyglądać zza chmur.
To trzecia zima Młodego, ale pierwsza tak bardziej świadomie postrzegana. Urodził się w grudniu z tamtego śnieżnego okresu nic pewnie nie pamięta. Rok później zaliczył pierwszą jazdę na sankach, ale reakcje na śnieg były takie sobie. Sądząc po minie, gdyby umiał mówić powiedziałby nam wtedy „Śnieg, jak śnieg, nic specjalnego.” W tym roku pierwsze wyjście na pole, po nocnych opadach było skomentowane pełnym zdziwienia „Oooo, co to?”. I zaczęła się zabawa, na początek dotykanie tego białego, zimnego i deptanie brył, wszystkich napotkanych. Później doszły kolejne atrakcje, budowanie śnieżnych pryzm i lepienie pierwszych śnieżek.
Są takie cztery zimowe zabawy, które można i powinno się z dwulatkiem zaliczyć. Za nami dopiero pierwsza, ale myślę, że już niedługo zbierzemy cały komplet.
#1 Śnieżna bitwa
Skoro już dziecko nauczyło się lepić śnieżki, to czas nauczyć je nimi rzucać. Atakowanie mamy i taty, bardzo się Młodemu spodobało. Oczywiście bitwa, to tutaj za duże słowo, jest delikatna wymiana śnieżnego ognia między stronami. Zwykle kończąca się zwycięstwem najmłodszego generała w rodzinie. A jeśli na polu bitwy zabraknie, któregoś z rodziców, to i tak mu się nie upiecze. Amunicja dostarczana jest do mieszkania, gdzie oddawana jest honorowa salwa.
#2 Sanki
Moglibyśmy uznać, że i ta atrakcja jest zaliczona, bo jak wspomniałem, już rok temu się woziliśmy. Był to jednak tylko kulig, w którym w roli konia wystąpił tata. Zaliczenie atrakcji powinno obejmować też zjazdy z górki. Jedyna wzniesienie w okolicy, to wały rzeczne. Niezbyt nadają się do uprawiania sanny. Musimy więc poczekać jeszcze parę tygodni i mieć nadzieję, że zimowa aura się utrzyma. Sanki czekają u babci, górka, z której w dzieciństwie zjeżdżał tata, również.
#3 Orzeł
Wiadomo, kładziemy się na plecach i machamy rękami i nogami. Na śniegu pozostaje orzeł albo jak niektórzy zwą anioł. Nie zaliczone dlatego, że na osiedlu miejsca nadające się na taką zabawę albo są zadeptane, albo można się spodziewać psiej niespodzianki w śniegu. Również ta atrakcja musi poczekać do wizyty u babci.
#4 Bałwan
Na ostatnim miejscu najbardziej kojarząca się ze śniegiem zabawa, czyli lepienie bałwana. Jak śpiewał Pan Kleks „To jest prawda wszystkim znana, nie ma zimy bez bałwana”. Póki co śnieg nie nadaje się do lepienia kul, a więc i bałwan musi poczekać. Tu nie koniecznie aż do wizyty u babci, wystarczy do odpowiednich warunków i nauczymy Młodego lepić marchewkonosego.
Lista mogłaby być dłuższa: narty, łyżwy, igloo. Dwulatek z pomocą rodziców powinien sobie z tym wszystkim poradzić, ale bez zimowych szaleństw, nie wszystko na raz. Trzeba zostawić kilka „tych pierwszych razów” na kolejne lata.
Poniżej i na Instagramie zdjęć z zimowych zabaw i spacerów.